wtorek, 13 maja 2014

Second.

~Zayn~

Nie znosiłem drugiego dnia świąt. Ten dzień zawsze jest taki… pusty. Jest to dzień, w którym myślami powracasz do dwóch poprzednich, następnie zastanawiasz się czemu właściwie ma służyć 26-ty grudnia. W tym dniu już nie możesz liczyć na nic, co mogłoby przebić resztę świąt. Jedyne co Cię w nim zajmuje to jedzenie resztek z wigilii oraz rozmyślania nad swoją egzystencją. A może to tylko ja? Liam doskonale wiedział w jak paskudny nastrój popadam bezczynnie siedząc w domu, dlatego jak na dobrego kumpla przystało, podjechał pod mój dom samochodem i zabrał mnie do klubu. Czekałem na swoje urodziny z niecierpliwością, a Liam tak się zaangażował, że potrafił całe dnie wisieć na telefonie, próbując słownie zobrazować szefowi lokalu swoje wizje i plany na ten wieczór. Co prawda, nie zdradził mi nawet najdrobniejszego szczegółu dotyczącego wystroju, jak i przebiegu imprezy, ale byłem w 100% przekonany, że wszystko będzie tak, jak tego bym chciał.
Weszliśmy do środka. Liam zostawił mnie na moment przy drzwiach wyjściowych i poszedł po kierownika. Chwilę potem zobaczyłem ich idących w moim kierunku. Liam energicznie machał rękoma, próbując coś wyjaśnić drugiemu.
- To może niech sam solenizant o tym zdecyduje? – wzruszył ramionami starszy mężczyzna.
- Ale o czym? – zmarszczyłem brwi.
- Mark, mieliśmy go w to nie mieszać – westchnął Liam.
- Jeśli nie jesteś tego pewny to nie decyduj za Zayn’a – powiedział spokojnie.
- Ech, no dobra – pokręcił głową – Zayn, bo chodzi o to… Chcesz na swojej imprezie mieć striptizerki? Mark twierdzi, że to hit na męskich imprezach…
- Striptizerki? – uniosłem wysoko brew.
- Nie chcesz, wiedziałem to… - stwierdził, bazgrając coś na świstku papieru.
- Nie, ja… Nie powiedziałem tego.
- Czyli chcesz? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Tak… To znaczy… Nie! – krzyknąłem i poczułem, jak zaczynają piec mnie policzki.
- Na pewno? – wtrącił się Mark.
- Nie… Nie wiem. Liam, powinienem je mieć? – spojrzałem na kumpla, szukając podpowiedzi.
- To twoja decyzja – pokręcił głową.
Podrapałem się po głowie nieco zdezorientowany. Przecież to nic trudnego odmówić lub zgodzić się na ten pomysł, ale ja ciągle zastanawiałem się co powie na to Leeyum, czy będzie chciał… Dziwnie się z tym czułem.
- Payno… A Ty byś je chciał?

~Liam~

                Oczywiście, że nie chciałem żadnych lasek, które kręciłyby się przez cały czas koło Zayn’a. Chyba nie czułby się z tym dobrze. Właściwie… Kogo chcę oszukać: nie podobała mi się ta wizja, bo z jakiegoś powodu to ja chciałem być przy nim a te lafiryndy by mi tylko to uniemożliwiały. I chociaż nie wiadomo jak bym chciał, by Zayn porzucił ten głupi pomysł, nie mogłem w zasadzie wiele zrobić. Wolałem nie zdradzać mu swoich odczuć odnośnie tego, a niestety byłem kiepskim kłamcą.
- Myślę, że to głupi pomysł – burknąłem.
- Głupi? – Zayn spojrzał na mnie zaskoczony – Mi się on nawet podoba.
- Skoro tak – zacisnąłem usta w cienką linię, po czym prychnąłem.
- Co Ci się w tym nie podoba? – zapytał, zakładając rękę na rękę i przyglądając mi się badawczo.
- Nie rozumiem, czemu aż tak Ci na nich zależy i tyle – postanowiłem sprytnie wyminąć jego pytanie.
- A Tobie czemu zależy, by ich nie było?
- Bo mi się to po prostu nie podoba! – fuknąłem, lekko wytrącony z równowagi.
- Ale mi tak! I lepiej, żeby one były, Liam! – rzucił tonem pełnym jadu.
- Dobrze! – krzyknąłem, zapisując jego życzenie na liście.
- Świetnie! – prychnął, wychodząc z lokalu.
- Załatw to, okej? – westchnąłem, podając Mark’owi kartkę.
Opuściłem lokal, zastając Zayn’a opierającego się o mój wóz i palącego fajkę. Spojrzał na mnie, po czym zaśmiał się.
- Nie wierzę, że kłóciliśmy się o taką bzdurę – objął mnie, kiedy stanąłem obok – ale mimo wszystko laski zostają – dodał, odpychając mnie lekko od siebie.
- Wracajmy już – rzuciłem, otwierając drzwi.
Wskoczyłem do środka, odpalając silnik. Zayn dokończył papierosa i dołączył do mnie. Włączyłem radio i gdy dźwięki dobrze nam obu znanej piosenki rozeszły się po pojeździe, uśmiechnąłem się znacząco do Zayn’a.
- I guess this means you’re sorry. You’re standing at my door… - zacząłem śpiewać pierwszą zwrotkę naszej ulubionej piosenki a Malik parsknął śmiechem.
Zaczął grzebać w schowku, przeglądając wszystkie płyty jakie miałem, aż trafił na opakowanie jednej szczególnej.
- Nie wierzę! A więc ta piosenka to nie jest zwykły zbieg okoliczności – zaśmiał się, machając mi przed oczyma ręcznie wykonaną okładką naszej składanki – To już jakieś… pięć lat?
- Pięć bardzo dobrych lat! Ta składanka wiele przeszła.
- Stary, nikt już nie słucha składanek! – pokręcił głową, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Spojrzałem na niego, po czym pogłośniłem radio.
- No, Zayn, zaśpiewaj ze mną! – klepnąłem go w ramię i kiedy rozbrzmiały pierwsze słowa refrenu rzucił:
- Ostatnie czego bym chciał to śpiewanie w samochodzie z kumplem piosenki, którą katował mnie za każdym razem, żeby mnie rozweselić. Nie znosiłem jej! Jaki z Ciebie przyjaciel, że tego nie wiesz?
- Oczywiście, że ją uwielbiałeś! Kiedy nic nie skutkowało, to ona jako jedyna…
- Och, zamknij się i skup się na drodze! – syknął odwracając głowę.
Zaśmiałem się w duchu. Wiedziałem, że jest zażenowany tym, że zwykł słuchać babskich piosenek. Nic dziwnego, skoro wychował się niemal przy samych kobietach. Nigdy się do tego nie przyznawał jakby gust muzyczny był wagą honoru. Ja miałem to gdzieś, lubiłem takiego Zayn’a i w pełni go akceptowałem. Swoją drogą: niektóre z tych piosenek były naprawdę świetne.
Zbliżaliśmy się już do mojego domu. Nuciłem pod nosem muzykę, aż nagle do moich uszu dobiegł cichy śpiew Zayn’a.
- 'Cause we belong together now, yeah – nadal nie patrzył w moją stronę - Forever united here somehow, yeah…
- You got a piece of me – dołączyłem do niego – And honestly… My life would suck without you! – w tym momencie nasze spojrzenia się spotkały.
Wpatrując się w jego oczy, poczułem jak moje serce zaczyna bić szybciej. Ta sytuacja zaczęła robić się już dziwna, a mimo to my dalej gapiliśmy się na siebie. Po chwili Zayn przeniósł wzrok na swój telefon, na który przyszła nowa wiadomość. Pospiesznie chwycił aparat i ją odczytał.
- To Niall – powiedział lekko speszony, znów na mnie spoglądając – Pyta czy wpadniemy… Co odpisać?
- Za pięć minut tam będziemy – odparłem szybko.

~Zayn~

Całą drogę do Niall’a panowała grobowa cisza. Liam od czasu do czasu zerkał na mnie tak, jakby się upewniał czy nadal jestem tuż obok niego. Czasami otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie, żadne słowo z nich się nie wydostało. Czułem się trochę nieswojo. Nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że kilka minut temu ja i Liam patrzyliśmy się sobie w oczy tak… po prostu. Może to trwało z góra dziesięć sekund, a ja miałem wrażenie, że to była wieczność. Gdyby nie Niall to nie wiem co jeszcze mogło się wydarzyć, bo szczerze mówiąc w tamtym momencie miałem naprawdę przeróżne myśli w głowie i jedna z nich szczególnie mnie przeraziła; pomyślałem o tym, żeby go pocałować.
- Gdzie ten Harry i Louis? Ci jak zwykle muszą się spóźniać – westchnął Niall – Okej, jak macie ochotę na jakieś piwo to proszę się częstować – rzucił, otwierając lodówkę i prezentując jej zawartość.
Sięgnąłem z Liam’em po jedno piwo i w tym momencie nasze dłonie się spotkały. Momentalnie przez moje ciało przeszły ciarki i automatycznie oboje cofnęliśmy ręce. Spojrzeliśmy na siebie a ja zaśmiałem się nerwowo.  Staliśmy tak chwilę, gapiąc się na siebie bezsensownie. Leeyum w końcu wyciągnął dwie puszki i jedną podał mi. Otworzył swoją i stuknął nią o moją, po czym uśmiechnął się, wziął wielkiego łyka i wyminął mnie, zmierzając do salonu.
- Zayn? Jak już będziesz miał zamiar do nas dołączyć to weź ze sobą paczkę jakiś chipsów. Ostatnia górna szafka po lewej – krzyknął blondyn z salonu.
Westchnąłem głęboko. Wyciągnąłem z szafki paczkę chipsów. Poszukałem jeszcze jakiejś miski, do której je rozsypałem. Ruszyłem do salonu. Louis i Harry już tam byli. Widocznie musieli wejść tylnymi drzwiami skoro ich nie zauważyłem. Położyłem miskę na stoliku, usiadłem obok Liam’a i Louis’a i otworzyłem swoje piwo. Wziąłem małego łyka i wzdrygnąłem się, ponieważ było ono potwornie zimne. Harry podniósł się z kanapy i ruszył do kuchni.
- Dla mnie też weź, kochanie! – Louis wyszczerzył się, kiedy Harry odwrócił się i puścił mu oczko.
Nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić do tego, że Lou z Harry’m od niedawna byli parą. Kiedy nam o tym powiedzieli byli tacy szczęśliwi, a ja zastanawiałem się jak mogłem niczego nie zauważyć wcześniej.
- Okej, który chce zagrać ze mną meczyk? – spytał Niall odpalając Xbox.
- Ja! – rzucił Harry, przekraczając próg.
Wręczył Tomlinsonowi puszkę a swoją odstawił na stolik.
- Szykuj się, Niall, bo zaraz skopię Ci tyłek – zaśmiał się, biorąc do rąk pada.
- Chciałbyś! – szturchnął Stylesa łokciem, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Chłopaki, ja z Zayn’em zamawiamy drugą kolejkę – powiedział Liam, zanurzając dłoń w misce z chipsami.
- Nie nauczyłeś się jeszcze, że ze mną się nie wygrywa? – spojrzałem na niego z politowaniem.
- Dzisiaj Ci udowodnię, że jestem mistrzem Fify – powiedział pewnym siebie tonem.
- Taaa, znów będziesz tego żałował, że w ogóle zacząłeś, Payne – pokazałem mu język.
- No nieeee! – wrzasnął Harry, opadając plecami na oparcie kanapy.
- Taak! I co? Dalej myślisz, że mnie zmieciesz? – zaśmiał się blondas.
- To, że dałeś mi pada po przejściach nie znaczy, że wygraną masz już w kieszeni.
- Racja, dołóż mu, Harreh! – Louis wiernie kibicował swojemu chłopakowi.
Upiłem łyk piwa i poczułem wielką ochotę na papierosa. Podniosłem się z kanapy i ruszyłem do przedpokoju, w którym na wieszaku wisiała moja kurtka. Wyciągnąłem z kieszeni paczuszkę i ruszyłem na taras. Otworzyłem paczkę i wziąłem w palce fajkę. Wydostałem z kieszeni od spodni zapalniczkę i użyłem jej. Włożyłem do ust szluga i z kilkoma wciągnięciami dymu do płuc poczułem się o wiele lepiej, tak błogo.
- Dasz jednego?
Niemal podskoczyłem słysząc głos Liam’a. Odetchnąłem i odwróciłem się podając mu paczuszkę. Włożył papierosa do ust a ja odpaliłem mu go swoją zapalniczką.
- Myślałem, że nie palisz – stwierdziłem, odwracając się.
- Czasami mogę zapalić z najlepszym kumplem, no nie?
Zaciągnąłem się dymem i przetrzymałem go kilka sekund w płucach, po czym wypuściłem powoli.
- Wszystko w porządku, Zayn?
Spojrzałem na niego nieco przestraszony. Dokończyłem papierosa i wyrzuciłem go do śmietnika.
- Jasne – odparłem, nie siląc się na nic więcej.
- Jeśli chodzi o to w aucie… - zaczął, ale przerwałem mu gestem ręki.
- Nic się nie stało – zapewniłem – Choć to było nieco dziwaczne – dodałem po chwili namysłu.
- Taaak, też tak myślę – zaśmiał się nerwowo.
- Liam, nie myśl w ogóle o tym. Takie rzeczy przecież się zdarzają. To nie zmienia faktu, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi – uspokoiłem go, głaszcząc jego ramię.
- Tylko… - szepnął niemal niesłyszalnie i ostatni raz zaciągając się  dymem papierosowym, opuścił taras.


~~

Cześć, Kochani!
Wracam do was po dość długiej przerwie. Nie mam żadnego słowa wytłumaczenia, dlaczego dopiero teraz, ale mam nadzieję, że ten rozdział wynagrodził wam tę przerwę :)