~Zayn~
Nie znosiłem
drugiego dnia świąt. Ten dzień zawsze jest taki… pusty. Jest to dzień, w którym
myślami powracasz do dwóch poprzednich, następnie zastanawiasz się czemu
właściwie ma służyć 26-ty grudnia. W tym dniu już nie możesz liczyć na nic, co
mogłoby przebić resztę świąt. Jedyne co Cię w nim zajmuje to jedzenie resztek z
wigilii oraz rozmyślania nad swoją egzystencją. A może to tylko ja? Liam
doskonale wiedział w jak paskudny nastrój popadam bezczynnie siedząc w domu,
dlatego jak na dobrego kumpla przystało, podjechał pod mój dom samochodem i
zabrał mnie do klubu. Czekałem na swoje urodziny z niecierpliwością, a Liam tak
się zaangażował, że potrafił całe dnie wisieć na telefonie, próbując słownie
zobrazować szefowi lokalu swoje wizje i plany na ten wieczór. Co prawda, nie
zdradził mi nawet najdrobniejszego szczegółu dotyczącego wystroju, jak i
przebiegu imprezy, ale byłem w 100% przekonany, że wszystko będzie tak, jak
tego bym chciał.
Weszliśmy do
środka. Liam zostawił mnie na moment przy drzwiach wyjściowych i poszedł po
kierownika. Chwilę potem zobaczyłem ich idących w moim kierunku. Liam
energicznie machał rękoma, próbując coś wyjaśnić drugiemu.
- To może niech sam solenizant o
tym zdecyduje? – wzruszył ramionami starszy mężczyzna.
- Ale o czym? – zmarszczyłem
brwi.
- Mark, mieliśmy go w to nie
mieszać – westchnął Liam.
- Jeśli nie jesteś tego pewny to
nie decyduj za Zayn’a – powiedział spokojnie.
- Ech, no dobra – pokręcił głową
– Zayn, bo chodzi o to… Chcesz na swojej imprezie mieć striptizerki? Mark
twierdzi, że to hit na męskich imprezach…
- Striptizerki? – uniosłem wysoko
brew.
- Nie chcesz, wiedziałem to… -
stwierdził, bazgrając coś na świstku papieru.
- Nie, ja… Nie powiedziałem tego.
- Czyli chcesz? – spojrzał na
mnie wyczekująco.
- Tak… To znaczy… Nie! –
krzyknąłem i poczułem, jak zaczynają piec mnie policzki.
- Na pewno? – wtrącił się Mark.
- Nie… Nie wiem. Liam, powinienem
je mieć? – spojrzałem na kumpla, szukając podpowiedzi.
- To twoja decyzja – pokręcił
głową.
Podrapałem się po głowie nieco
zdezorientowany. Przecież to nic trudnego odmówić lub zgodzić się na ten
pomysł, ale ja ciągle zastanawiałem się co powie na to Leeyum, czy będzie
chciał… Dziwnie się z tym czułem.
- Payno… A Ty byś je chciał?
~Liam~
Oczywiście,
że nie chciałem żadnych lasek, które kręciłyby się przez cały czas koło Zayn’a.
Chyba nie czułby się z tym dobrze. Właściwie… Kogo chcę oszukać: nie podobała
mi się ta wizja, bo z jakiegoś powodu to ja chciałem być przy nim a te
lafiryndy by mi tylko to uniemożliwiały. I chociaż nie wiadomo jak bym chciał,
by Zayn porzucił ten głupi pomysł, nie mogłem w zasadzie wiele zrobić. Wolałem
nie zdradzać mu swoich odczuć odnośnie tego, a niestety byłem kiepskim kłamcą.
- Myślę, że to głupi pomysł –
burknąłem.
- Głupi? – Zayn spojrzał na mnie
zaskoczony – Mi się on nawet podoba.
- Skoro tak – zacisnąłem usta w
cienką linię, po czym prychnąłem.
- Co Ci się w tym nie podoba? –
zapytał, zakładając rękę na rękę i przyglądając mi się badawczo.
- Nie rozumiem, czemu aż tak Ci
na nich zależy i tyle – postanowiłem sprytnie wyminąć jego pytanie.
- A Tobie czemu zależy, by ich
nie było?
- Bo mi się to po prostu nie
podoba! – fuknąłem, lekko wytrącony z równowagi.
- Ale mi tak! I lepiej, żeby one
były, Liam! – rzucił tonem pełnym jadu.
- Dobrze! – krzyknąłem, zapisując
jego życzenie na liście.
- Świetnie! – prychnął, wychodząc
z lokalu.
- Załatw to, okej? – westchnąłem,
podając Mark’owi kartkę.
Opuściłem lokal, zastając Zayn’a
opierającego się o mój wóz i palącego fajkę. Spojrzał na mnie, po czym zaśmiał
się.
- Nie wierzę, że kłóciliśmy się o
taką bzdurę – objął mnie, kiedy stanąłem obok – ale mimo wszystko laski zostają
– dodał, odpychając mnie lekko od siebie.
- Wracajmy już – rzuciłem,
otwierając drzwi.
Wskoczyłem do środka, odpalając
silnik. Zayn dokończył papierosa i dołączył do mnie. Włączyłem radio i gdy
dźwięki dobrze nam obu znanej piosenki rozeszły się po pojeździe, uśmiechnąłem
się znacząco do Zayn’a.
- I guess this means you’re
sorry. You’re standing at my door… - zacząłem śpiewać pierwszą zwrotkę naszej
ulubionej piosenki a Malik parsknął śmiechem.
Zaczął grzebać w schowku,
przeglądając wszystkie płyty jakie miałem, aż trafił na opakowanie jednej
szczególnej.
- Nie wierzę! A więc ta piosenka
to nie jest zwykły zbieg okoliczności – zaśmiał się, machając mi przed oczyma
ręcznie wykonaną okładką naszej składanki – To już jakieś… pięć lat?
- Pięć bardzo dobrych lat! Ta
składanka wiele przeszła.
- Stary, nikt już nie słucha
składanek! – pokręcił głową, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Spojrzałem na niego, po czym
pogłośniłem radio.
- No, Zayn, zaśpiewaj ze mną! –
klepnąłem go w ramię i kiedy rozbrzmiały pierwsze słowa refrenu rzucił:
- Ostatnie czego bym chciał to
śpiewanie w samochodzie z kumplem piosenki, którą katował mnie za każdym razem,
żeby mnie rozweselić. Nie znosiłem jej! Jaki z Ciebie przyjaciel, że tego nie
wiesz?
- Oczywiście, że ją uwielbiałeś!
Kiedy nic nie skutkowało, to ona jako jedyna…
- Och, zamknij się i skup się na
drodze! – syknął odwracając głowę.
Zaśmiałem się w duchu. Wiedziałem,
że jest zażenowany tym, że zwykł słuchać babskich piosenek. Nic dziwnego, skoro
wychował się niemal przy samych kobietach. Nigdy się do tego nie przyznawał
jakby gust muzyczny był wagą honoru. Ja miałem to gdzieś, lubiłem takiego
Zayn’a i w pełni go akceptowałem. Swoją drogą: niektóre z tych piosenek były
naprawdę świetne.
Zbliżaliśmy się już do mojego
domu. Nuciłem pod nosem muzykę, aż nagle do moich uszu dobiegł cichy śpiew
Zayn’a.
- 'Cause we belong together now,
yeah – nadal nie patrzył w moją stronę - Forever united here somehow, yeah…
- You got a piece of me –
dołączyłem do niego – And honestly… My life would suck without you! – w tym
momencie nasze spojrzenia się spotkały.
Wpatrując się w jego oczy,
poczułem jak moje serce zaczyna bić szybciej. Ta sytuacja zaczęła robić się już
dziwna, a mimo to my dalej gapiliśmy się na siebie. Po chwili Zayn przeniósł
wzrok na swój telefon, na który przyszła nowa wiadomość. Pospiesznie chwycił
aparat i ją odczytał.
- To Niall – powiedział lekko speszony, znów
na mnie spoglądając – Pyta czy wpadniemy… Co odpisać?
- Za pięć minut tam będziemy –
odparłem szybko.
~Zayn~
Całą drogę do Niall’a panowała
grobowa cisza. Liam od czasu do czasu zerkał na mnie tak, jakby się upewniał
czy nadal jestem tuż obok niego. Czasami otwierał usta, żeby coś powiedzieć,
ale ostatecznie, żadne słowo z nich się nie wydostało. Czułem się trochę
nieswojo. Nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że kilka minut temu ja i Liam
patrzyliśmy się sobie w oczy tak… po prostu. Może to trwało z góra dziesięć
sekund, a ja miałem wrażenie, że to była wieczność. Gdyby nie Niall to nie wiem
co jeszcze mogło się wydarzyć, bo szczerze mówiąc w tamtym momencie miałem
naprawdę przeróżne myśli w głowie i jedna z nich szczególnie mnie przeraziła;
pomyślałem o tym, żeby go pocałować.
- Gdzie ten Harry i Louis? Ci jak
zwykle muszą się spóźniać – westchnął Niall – Okej, jak macie ochotę na jakieś
piwo to proszę się częstować – rzucił, otwierając lodówkę i prezentując jej
zawartość.
Sięgnąłem z Liam’em po jedno piwo
i w tym momencie nasze dłonie się spotkały. Momentalnie przez moje ciało przeszły
ciarki i automatycznie oboje cofnęliśmy ręce. Spojrzeliśmy na siebie a ja zaśmiałem
się nerwowo. Staliśmy tak chwilę, gapiąc
się na siebie bezsensownie. Leeyum w końcu wyciągnął dwie puszki i jedną podał
mi. Otworzył swoją i stuknął nią o moją, po czym uśmiechnął się, wziął
wielkiego łyka i wyminął mnie, zmierzając do salonu.
- Zayn? Jak już będziesz miał
zamiar do nas dołączyć to weź ze sobą paczkę jakiś chipsów. Ostatnia górna
szafka po lewej – krzyknął blondyn z salonu.
Westchnąłem głęboko. Wyciągnąłem
z szafki paczkę chipsów. Poszukałem jeszcze jakiejś miski, do której je rozsypałem.
Ruszyłem do salonu. Louis i Harry już tam byli. Widocznie musieli wejść tylnymi
drzwiami skoro ich nie zauważyłem. Położyłem miskę na stoliku, usiadłem obok
Liam’a i Louis’a i otworzyłem swoje piwo. Wziąłem małego łyka i wzdrygnąłem
się, ponieważ było ono potwornie zimne. Harry podniósł się z kanapy i ruszył do
kuchni.
- Dla mnie też weź, kochanie! –
Louis wyszczerzył się, kiedy Harry odwrócił się i puścił mu oczko.
Nie zdążyłem się jeszcze
przyzwyczaić do tego, że Lou z Harry’m od niedawna byli parą. Kiedy nam o tym
powiedzieli byli tacy szczęśliwi, a ja zastanawiałem się jak mogłem niczego nie
zauważyć wcześniej.
- Okej, który chce zagrać ze mną
meczyk? – spytał Niall odpalając Xbox.
- Ja! – rzucił Harry,
przekraczając próg.
Wręczył Tomlinsonowi puszkę a
swoją odstawił na stolik.
- Szykuj się, Niall, bo zaraz
skopię Ci tyłek – zaśmiał się, biorąc do rąk pada.
- Chciałbyś! – szturchnął Stylesa
łokciem, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Chłopaki, ja z Zayn’em
zamawiamy drugą kolejkę – powiedział Liam, zanurzając dłoń w misce z chipsami.
- Nie nauczyłeś się jeszcze, że
ze mną się nie wygrywa? – spojrzałem na niego z politowaniem.
- Dzisiaj Ci udowodnię, że jestem
mistrzem Fify – powiedział pewnym siebie tonem.
- Taaa, znów będziesz tego żałował,
że w ogóle zacząłeś, Payne – pokazałem mu język.
- No nieeee! – wrzasnął Harry,
opadając plecami na oparcie kanapy.
- Taak! I co? Dalej myślisz, że
mnie zmieciesz? – zaśmiał się blondas.
- To, że dałeś mi pada po
przejściach nie znaczy, że wygraną masz już w kieszeni.
- Racja, dołóż mu, Harreh! –
Louis wiernie kibicował swojemu chłopakowi.
Upiłem łyk piwa i poczułem wielką
ochotę na papierosa. Podniosłem się z kanapy i ruszyłem do przedpokoju, w
którym na wieszaku wisiała moja kurtka. Wyciągnąłem z kieszeni paczuszkę i
ruszyłem na taras. Otworzyłem paczkę i wziąłem w palce fajkę. Wydostałem z
kieszeni od spodni zapalniczkę i użyłem jej. Włożyłem do ust szluga i z kilkoma
wciągnięciami dymu do płuc poczułem się o wiele lepiej, tak błogo.
- Dasz jednego?
Niemal podskoczyłem słysząc głos
Liam’a. Odetchnąłem i odwróciłem się podając mu paczuszkę. Włożył papierosa do
ust a ja odpaliłem mu go swoją zapalniczką.
- Myślałem, że nie palisz –
stwierdziłem, odwracając się.
- Czasami mogę zapalić z
najlepszym kumplem, no nie?
Zaciągnąłem się dymem i
przetrzymałem go kilka sekund w płucach, po czym wypuściłem powoli.
- Wszystko w porządku, Zayn?
Spojrzałem na niego nieco
przestraszony. Dokończyłem papierosa i wyrzuciłem go do śmietnika.
- Jasne – odparłem, nie siląc się
na nic więcej.
- Jeśli chodzi o to w aucie… -
zaczął, ale przerwałem mu gestem ręki.
- Nic się nie stało – zapewniłem
– Choć to było nieco dziwaczne – dodałem po chwili namysłu.
- Taaak, też tak myślę – zaśmiał
się nerwowo.
- Liam, nie myśl w ogóle o tym.
Takie rzeczy przecież się zdarzają. To nie zmienia faktu, że jesteśmy
najlepszymi przyjaciółmi – uspokoiłem go, głaszcząc jego ramię.
- Tylko… - szepnął niemal
niesłyszalnie i ostatni raz zaciągając się dymem papierosowym, opuścił taras.
~~
Cześć, Kochani!
Wracam do was po dość długiej przerwie. Nie mam żadnego słowa wytłumaczenia, dlaczego dopiero teraz, ale mam nadzieję, że ten rozdział wynagrodził wam tę przerwę :)
~~
Cześć, Kochani!
Wracam do was po dość długiej przerwie. Nie mam żadnego słowa wytłumaczenia, dlaczego dopiero teraz, ale mam nadzieję, że ten rozdział wynagrodził wam tę przerwę :)
Trochę Ci to zajęło :D
OdpowiedzUsuńWiem, że piszesz o 1D ale kiedy sobie nie wyobrażam, iż to oni, lepiej mi się czyta, i ej na serio chce więcej! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, który mam nadzieje nie będzie dodany po tak długiej przerwie. Pozdrawiam i weny życzę :)
OdpowiedzUsuń