~Zayn~
Do moich uszu
dobiegał odgłos trzaskania łyżki o talerz. Chwilę później poczułem zapach
jabłek z cynamonem. Otworzyłem ostrożnie oczy, ponieważ mimo przymkniętych
powiek widziałem, że światło w pokoju było zapalone. Wydobyłem spod poduszki
telefon. 05:11. Podniosłem się lekko podtrzymując się na łokciach i rozejrzałem
się po pomieszczeniu. Przy biurku ujrzałem Liam’a, który zawzięcie coś
pałaszował. Przeczesałem dłonią swoje włosy wzdychając głośno.
- Liam, czyś Ty do reszty już powariował? – zapytałem nie do końca
jeszcze przytomny. Li spojrzał na mnie z tym swoim niewinnym wyrazem twarzy.
Usiadłem na łóżku opierając się o ścianę. Teraz widziałem dokładnie, że jadł
jabłecznik. Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta. – Nie mogłeś poczekać
do rana?
- Do rana?! – wrzasnął jakbym nie wiadomo co okropnego powiedział. –
Ja nie śpię prawie całą noc a Ty mnie pytasz, czemu nie zaczekałem do rana? –
oburzył się. – Dzisiaj przeszedłeś samego siebie, Malik. Raz udało Ci się
sprzedać mi łokcia prosto w twarz. Za drugim razem chyba uznałeś, że jestem
twoim materacem, bo wyłożyłeś na mnie swoje nogi, nie dając mi jakiejkolwiek
swobody ruchu. Do tej pory jeszcze boli mnie kość policzkowa. – powiedział
niezadowolony, rozmasowując obolałe miejsce. Przewróciłem tylko oczami i
ponownie położyłem się na łóżku.
- Zgasiłbyś przynajmniej to światło… - rzuciłem obracając się do niego
tyłem a przodem do ściany. Usłyszałem ten charakterystyczny pstryk i w całym
pokoju zapanował upragniony mrok.
- Zayn? – usłyszałem po chwili cichy szept Liam’a. – Śpisz?
Zmarszczyłem brwi i podrapałem się po głowie. Niespełna 10 sekund temu
zgasił światło i pyta czy już śpię? Coraz częściej zadziwiał mnie swoim
rozumowaniem. W końcu to jest Liam, tego nie ogarniesz.
- Li, a jak sądzisz? – spytałem lekko poirytowany.
- Bo wiesz… Nudzi mi się. – rzucił podchodząc do łóżka. – Może coś
porobimy?
Zrobiłem wielkie oczy. Cholera, Liaaam! Czy ten człowiek naprawdę nie
potrafił ogarnąć tego, że chciałbym sobie pospać?
***
- Ooo, no proszę. Śpiąca Królewna wstała. - zażartował ze mnie Li, kiedy wszedłem do kuchni.
- Daruj sobie. - rzuciłem otwierając lodówkę.
Hmm, co my tu mamy? Jajka, ogórek, ser, szynka... Ach, jakie ciekawe wnętrze miała. Wyjąłem z niej ostatecznie jakąś sałatkę i położyłem na blacie kuchennym. Wyciągnąłem z szafki miseczkę i małą łyżeczkę z szuflady. Odkryłem sreberko, którym była przykryta sałatka i zacząłem nakładać ją sobie do miski. Do kuchni weszła mama Li. Uśmiechnąłem się do niej a ona zrobiła przerażoną minę.
- Heej, za co?! - zbulwersowałem się, kiedy oberwałem w rękę mokrą szmatką.
- Sałatka jest dopiero na wieczór! - powiedziała niemal wyrywając mi ją z dłoni. Pospiesznie obydwie miski włożyła z powrotem do lodówki, zamykając ją z hukiem.
Bąknąłem jakieś ciche przepraszam i usiadłem na krześle. Oparłem łokcie o stół i schowałem twarz w dłoniach. Ani trochę się nie wyspałem, a światło tak drażniło moje oczy, że co chwila musiałem wycierać pojedyncze łzy, które jeszcze nie zdążyły spłynąć po policzkach.
- Zrobić Ci coś do jedzenia? - zapytał z troską przyjaciel. - Sam chyba nie dasz rady... - zauważył.
- No co Ty nie powiesz... Trzeba było zjeść ten cholerny jabłecznik w kuchni. - wymamrotałem zdenerwowany.
- Przepraszam, jaśnie Pana. - zaśmiał się, kładąc przede mną dwie kanapki z serem. - Smacznego. - rzucił i ruszył w stronę korytarza.
- A Ty nie jesz? - zdziwiłem się.
- Już jadłem, kiedy Ty sobie smacznie spałeś. - rzucił, zarzucając na siebie kurtkę. - Jadę do tego klubu się ugadać co i jak. Urodziny same się nie zrobią. - uśmiechnął się, wychodząc.
- Ej, ej, poczekaj! - zawołałem, ale Liam był już na dworze.
Chwyciłem w dłoń kanapkę i wybiegłem zaraz za nim. W końcu nie widziałem tego klubu, więc chciałem go zobaczyć.
- Jadę z Tobą! - krzyknąłem, stojąc w progu.
- W samych bokserkach? Nie sądzę. - zaśmiał się, a ja dopiero teraz poczułem chłód jaki owładną całe moje ciało.
- Po prostu poczekaj na mnie chwilę, okej? - rzuciłem i schowałem się w domu.
Pospiesznie ruszyłem do pokoju Liama w poszukiwaniu swoich ciuchów. Ubrałem się najszybciej jak tylko potrafiłem. Kiedy już ubrałem buty, zorientowałem się, że mój płaszcz jeszcze nie do końca wysechł. Wkurzyłem się trochę, ale stwierdziłem, że żaden płaszcz nie zepsuje mi dnia i i tak pojadę razem z Liam'em. Nałożyłem go na siebie, marszcząc przy tym czoło. Do miłych doświadczeń to nie należało. Wyszedłem z domu, dopinając ostatni guzik. Liam stał oparty o auto i robił coś na komórce. Podszedłem do niego i zwinnym ruchem wyrwałem mu ją z ręki. Oczywiście od razu doszło do sprzeciwu z jego strony, ale byłem okropnie ciekaw z kim tak konwersuje, a sam na pewno by mi nie powiedział. Spojrzałem na ekran i zacząłem się śmiać.
- Liam, serio? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. - Camila? Co Ty w niej widzisz?
Liam wkurzony wyrwał mi komórkę z dłoni i wsadził ją do kieszeni.
- Głupek z Ciebie. - prychnął. - A Camila jest bardzo miła...
- ...i tylko miła, bo wyglądu to ona w ogóle nie ma. - rzuciłem otwierając drzwi od auta.
- A Ty co? Zazdrosny? - zadrwił sobie.
- Coś Ty? O nią? Przecież jestem sto razy od niej lepszy. - zaśmiałem się.
Liam pokręcił tylko głową i wsiadł do środka. Przetarł delikatnie rękawem boczną szybę i odpalił samochód.
- Zrobić Ci coś do jedzenia? - zapytał z troską przyjaciel. - Sam chyba nie dasz rady... - zauważył.
- No co Ty nie powiesz... Trzeba było zjeść ten cholerny jabłecznik w kuchni. - wymamrotałem zdenerwowany.
- Przepraszam, jaśnie Pana. - zaśmiał się, kładąc przede mną dwie kanapki z serem. - Smacznego. - rzucił i ruszył w stronę korytarza.
- A Ty nie jesz? - zdziwiłem się.
- Już jadłem, kiedy Ty sobie smacznie spałeś. - rzucił, zarzucając na siebie kurtkę. - Jadę do tego klubu się ugadać co i jak. Urodziny same się nie zrobią. - uśmiechnął się, wychodząc.
- Ej, ej, poczekaj! - zawołałem, ale Liam był już na dworze.
Chwyciłem w dłoń kanapkę i wybiegłem zaraz za nim. W końcu nie widziałem tego klubu, więc chciałem go zobaczyć.
- Jadę z Tobą! - krzyknąłem, stojąc w progu.
- W samych bokserkach? Nie sądzę. - zaśmiał się, a ja dopiero teraz poczułem chłód jaki owładną całe moje ciało.
- Po prostu poczekaj na mnie chwilę, okej? - rzuciłem i schowałem się w domu.
Pospiesznie ruszyłem do pokoju Liama w poszukiwaniu swoich ciuchów. Ubrałem się najszybciej jak tylko potrafiłem. Kiedy już ubrałem buty, zorientowałem się, że mój płaszcz jeszcze nie do końca wysechł. Wkurzyłem się trochę, ale stwierdziłem, że żaden płaszcz nie zepsuje mi dnia i i tak pojadę razem z Liam'em. Nałożyłem go na siebie, marszcząc przy tym czoło. Do miłych doświadczeń to nie należało. Wyszedłem z domu, dopinając ostatni guzik. Liam stał oparty o auto i robił coś na komórce. Podszedłem do niego i zwinnym ruchem wyrwałem mu ją z ręki. Oczywiście od razu doszło do sprzeciwu z jego strony, ale byłem okropnie ciekaw z kim tak konwersuje, a sam na pewno by mi nie powiedział. Spojrzałem na ekran i zacząłem się śmiać.
- Liam, serio? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. - Camila? Co Ty w niej widzisz?
Liam wkurzony wyrwał mi komórkę z dłoni i wsadził ją do kieszeni.
- Głupek z Ciebie. - prychnął. - A Camila jest bardzo miła...
- ...i tylko miła, bo wyglądu to ona w ogóle nie ma. - rzuciłem otwierając drzwi od auta.
- A Ty co? Zazdrosny? - zadrwił sobie.
- Coś Ty? O nią? Przecież jestem sto razy od niej lepszy. - zaśmiałem się.
Liam pokręcił tylko głową i wsiadł do środka. Przetarł delikatnie rękawem boczną szybę i odpalił samochód.
***
Coraz bardziej
żałowałem, że wybrałem się na tą przejażdżkę. Na dworze był tak okropny mróz, że mój płaszcz w pewnym momencie zaczynał po prostu sztywnieć. Liam co chwila podśmiewywał się ze mnie, powtarzając, że serio dałby sobie radę sam, a tak zaraz sam zesztywnieję, jak mój płaszcz, robiąc mu przy tym kolejny kłopot. Na szczęście Li zaparkował niedaleko tego klubu i dzieliło nas od niego około 5 minut. Kiedy tylko weszliśmy do środka, od razu zrzuciłem z siebie ten cholerny płaszcz. Odwiesiłem go na wieszak, który stał zaraz obok drzwi wejściowych i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- I jak? Podoba Ci się? - zapytał Liam, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Uhm, Liam, tu jest... Fantastycznie! - wykrzyknąłem z entuzjazmem.
Na prawdę, lokal był świetny! Było tutaj sporo miejsca, że aż zacząłem się zastanawiać czy nie zaprosić na te urodziny więcej osób, niż było to w planach. Podłoga była podświetlana i baa! Nawet podgrzewana! Do sufitu była przymocowana kula dyskotekowa, a w rogach przeróżne światła. Po bokach zaś widniały lampy ultrafioletowe. Idealne miejsce na 20-ste urodziny!
- Mogę w czymś pomóc? - usłyszałem za sobą bardzo niski głos.
Odwróciłem się i ujrzałem mężczyznę mniej więcej mojego wzrostu w granatowym garniturze. Zaśmiałem się w myślach, bo jego ubiór kompletnie nie pasował do wystroju klubu.
- Chciałbym urządzić mojemu kumplowi, Zayn'owi - i tutaj wskazał na mnie - 20-ste urodziny i...
- Rozumiem. - pokiwał głową. - Kiedy to by było?
- Dwunastego stycznia...
- Macie szczęście, bo wczoraj ktoś właśnie zrezygnował z wynajmu klubu na ten termin. - uśmiechnął się. - Ciekawi pewnie jesteście, co mogę wam zaoferować. - powiedział, a my kiwnęliśmy głowami. - Otóż wynajem kosztowałby 500£, a w cenę wchodziłyby różnego rodzaju przekąski, bar z alkoholem, oczywiście bez żadnych ograniczeń - puścił oczko, a ja uśmiechnąłem się do siebie - oraz jesteśmy w stanie zorganizować dodatkowe usługi jak tancerki gogo... - na te słowa zrobiłem wielkie oczy, a mężczyzna się roześmiał - Tak, tak, wiemy jak młodzież w takim wieku się bawi.
- A tort? Czy musielibyśmy sami go zamawiać i dowozić? - zapytał Liam.
- Oczywiście my możemy się tym zająć. - uśmiechnął się.
- Okej, zatem chcielibyśmy zarezerwować termin. - powiedział pewnie, a mężczyzna klasnął w dłonie i poprosił, abyśmy ruszyli za nim dopełnić formalności.
- I jak? Podoba Ci się? - zapytał Liam, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Uhm, Liam, tu jest... Fantastycznie! - wykrzyknąłem z entuzjazmem.
Na prawdę, lokal był świetny! Było tutaj sporo miejsca, że aż zacząłem się zastanawiać czy nie zaprosić na te urodziny więcej osób, niż było to w planach. Podłoga była podświetlana i baa! Nawet podgrzewana! Do sufitu była przymocowana kula dyskotekowa, a w rogach przeróżne światła. Po bokach zaś widniały lampy ultrafioletowe. Idealne miejsce na 20-ste urodziny!
- Mogę w czymś pomóc? - usłyszałem za sobą bardzo niski głos.
Odwróciłem się i ujrzałem mężczyznę mniej więcej mojego wzrostu w granatowym garniturze. Zaśmiałem się w myślach, bo jego ubiór kompletnie nie pasował do wystroju klubu.
- Chciałbym urządzić mojemu kumplowi, Zayn'owi - i tutaj wskazał na mnie - 20-ste urodziny i...
- Rozumiem. - pokiwał głową. - Kiedy to by było?
- Dwunastego stycznia...
- Macie szczęście, bo wczoraj ktoś właśnie zrezygnował z wynajmu klubu na ten termin. - uśmiechnął się. - Ciekawi pewnie jesteście, co mogę wam zaoferować. - powiedział, a my kiwnęliśmy głowami. - Otóż wynajem kosztowałby 500£, a w cenę wchodziłyby różnego rodzaju przekąski, bar z alkoholem, oczywiście bez żadnych ograniczeń - puścił oczko, a ja uśmiechnąłem się do siebie - oraz jesteśmy w stanie zorganizować dodatkowe usługi jak tancerki gogo... - na te słowa zrobiłem wielkie oczy, a mężczyzna się roześmiał - Tak, tak, wiemy jak młodzież w takim wieku się bawi.
- A tort? Czy musielibyśmy sami go zamawiać i dowozić? - zapytał Liam.
- Oczywiście my możemy się tym zająć. - uśmiechnął się.
- Okej, zatem chcielibyśmy zarezerwować termin. - powiedział pewnie, a mężczyzna klasnął w dłonie i poprosił, abyśmy ruszyli za nim dopełnić formalności.
~Liam~
- Nienawidzę składać życzeń. - mruknąłem, kiedy mama podała mi kawałek opłatka. - Serio muszę?
- Nie marudź! To jest przecież tradycja! Nic Ci się od tego nie stanie.
Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczyma. Nie znosiłem tego chyba najbardziej nie świecie. Co roku jest to samo, co roku te same życzenia, bo przecież jakimś artystą nie jestem i nic oryginalnego nie wymyślę. Niby to tylko kilka osób, ale no błagam... Po co podchodzić do każdego z osobna i życzyć mu dokładnie tego samego?
- Namyśliłeś już się czego mi pożyczyć? - zaśmiał się Zayn.
- Jasne. - wymamrotałem, podając mu dłoń.
Nie wiem czemu, ale w chwili gdy dotknąłem jego dłoni, po moim ciele przeszły ciarki. Moje policzki momentalnie spłonęły, co nie umknęło uwadze Zayn'a. Zanim zdążył to jakoś skomentować, zacząłem mówić:
- Życzę Ci... Zayn... Hm... Życzę Ci na pewno szczęścia. - uśmiechnąłem się - Potem zdrowia...
- Tak, tak, dużo kasy, udanych urodzin... - wtrącił. - Zdążyłem nauczyć się tego już na pamięć. Życzę Ci tego samego, choć Twoje urodziny są dopiero w sierpniu, ale pewnie będą świetne, jak zawsze! - puścił mi oczko, a ja wybuchnąłem śmiechem na samo wspomnienie tych poprzednich, kiedy to mało co nie spaliliśmy domu.
Połamaliśmy się opłatkiem i standardowo obdarowaliśmy się trzema buziakami w policzek. Chętnie dałbym mu jeszcze ich kilka, ale... Liam! Co Ty kurwa pleciesz? Ach! To te cholerne perfumy Malika, zawsze na mnie tak działały. Połamałem się opłatkiem z resztą i usiadłem do stołu. Od razu zabrałem się za jedzenie, a Malik przyglądał mi się rozbawiony.
- No co? - zapytałem, kiedy jego wzrok zaczął mi przeszkadzać.
- Wyglądasz jak niedożywione dziecko, które jedzenia nie widziało z co najmniej miesiąc. - zaśmiał się, a ja w odpowiedzi kopnąłem go w kostkę. - Auaa! Za co?! - zbulwersował się.
- Za Twoje piękne oczy. - powiedziałem i natychmiast tego pożałowałem.
Kurwa, Liam, co się z Tobą dzieje?!
- Serio Ci się podobają? - zapytał.
- Co mi się ma podobać? - udałem, że nie wiem o czym mówi.
- No... Powiedziałeś, że mam piękne oczy. - uśmiechnął się podejrzanie.
- Co? Ja tak powiedziałem? - wymusiłem zdziwienie, ale Malik się na to nie nabrał.
- Tak, dokładnie słyszałem, nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
Westchnąłem i przekląłem pod nosem. Czemu on zawsze musiał drążyć temat, kiedy ja dawałem mu wyraźne znaki, że nie chcę o tym rozmawiać?
- Okej, okej... A nawet jeśli? To coś złego? - dałem za wygraną.
- No nie, ale to trochę... Gejowskie?
- Och, okej. Skończmy temat... - zdenerwowałem się.
- Jak chcesz... - powiedział cicho, zabierają się za jedzenie.
Odetchnąłem z ulgą, że nie musiałem się więcej mu tłumaczyć. Co prawda wiele razy mówiliśmy sobie tego typu rzeczy, ale nigdy nie braliśmy tego całkowicie poważnie. Nie wiem co się stało tym razem...
- Och, okej. Skończmy temat... - zdenerwowałem się.
- Jak chcesz... - powiedział cicho, zabierają się za jedzenie.
Odetchnąłem z ulgą, że nie musiałem się więcej mu tłumaczyć. Co prawda wiele razy mówiliśmy sobie tego typu rzeczy, ale nigdy nie braliśmy tego całkowicie poważnie. Nie wiem co się stało tym razem...
***
- Czemu jeszcze nie rozpakowałeś mojego prezentu? - zapytał Zayn, widząc jak bawię się małym pudełeczkiem w kwiecisty wzór. - Niech opakowanie Cię nie zniechęca. W sklepie nic lepszego nie mieli. - uśmiechnął się, siadając obok mnie.
Odwzajemniłem uśmiech i chwyciłem dwoma palcami za wstążkę, pociągając nią anemicznie. Niedbale rozerwałem papier, którym było zawinięte pudełko. Otworzyłem je ostrożnie i uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.
- Fifa 2013? Jej, Zayn, dziękuję! - krzyknąłem, po czym mocno go przytuliłem.
Przypominając sobie jednak zajście przy wigilijnym stole, natychmiast go puściłem i odsunąłem się na bezpieczną odległość.
- Czyli podoba Ci się...
- Tak, Zayn! Bardzo! Nie wiem jak mam Ci dziękować.
- Nie musisz, w końcu to Ty zajmujesz się organizacją moich urodzin, więc należy Ci się coś w podziękę. - uśmiechnął się, czochrając moje włosy.
Ughh, nie znosiłem tego, ale Zayn'owi nie dało się tak po prostu odmówić.
- Przepraszam, że nie mam nic dla Ciebie... - bąknąłem.
- Nie ma sprawy. - machnął ręką. - Po prostu zabierz mnie kiedyś na jakieś dobre lody. Mój organizm zaczął domagać się cukru. - zaśmiał się.
Uwielbiałem kiedy się śmiał. Jego oczy wtedy błyszczały jak gwiazdy. Aż czasem miałem ochotę zatrzymać tą chwilę i patrzeć na niego godzinami. Może to wszystko dziwnie brzmi, zdaję sobie z tego sprawę, ale ja na prawdę miałem takie odczucia i kompletnie nie wiedziałem co mam z tym zrobić. Może odrobinę wyolbrzymiam sprawę, ale kiedy przypomnę sobie minę Zayn'a, kiedy wspomniał, że "to trochę gejowskie", jestem przekonany, że sprawy nie mają się dobrze. A wręcz wymykają się spod kontroli.
- Halo. Jesteś tam? - Zayn machał przed moimi oczyma ręką, a ja zdałem sobie sprawę, że nieco odpłynąłem. - Idę się myć, a Ty, proszę, rozściel łóżko, bo ja na to kompletnie nie mam siły.
- Jasne... - rzuciłem, podnosząc się z łóżka. - Zawsze do usług... - dodałem, kiedy już zniknął w łazience.
Jakoś ten rozdział wyszedł o wiele dłuższy niż planowałam. A to wszystko dlatego, że ni jak nie wiedziałam w jakim momencie mam go skończyć. Nadal uważam, że to nie ten moment, ale trudno. Nie chce mi się już nic zmieniać.
Trochę tak głupio, że dopiero na końcu, ale chciałam zadedykować ten rozdział Caroline, bo gdyby nie ona, to pewnie pojawiłby się o wiele, wiele później :).
Omomomomom, Ziam <3 kocham Cię i ten blog i jeszcze ta dedykacja Awwwwww, z niecierpliwością czekam na następny rozdział :) Inteligentna ja znowu nie może się dostać na swoje konto :D /Caroline
OdpowiedzUsuńAle świetny <3 Będe wchodzić!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam zaraz po dodaniu, a nie wiem czemu komentuję dopiero teraz... no mniejsza o to. Wiesz, że powiedziałam to samo co Zayn do Liama, do mojego taty przy rozpakowaniu prezentów w święta? Też mu owinęłam pakunek w papier w kwiatki :D Koniec moich wywodów kompletnie nie na temat. Rozdział super, fajnie się go czyta, tak lekko. Czekam na kolejny :) x
OdpowiedzUsuńWOW,no po prostu wow! Tak mnie to wciągnęło,że aż szkoda,że to dopiero 1 rozdział. Mam nadzieję,że szybko dodasz kolejny,bo świetnie się czyta.Mam nadzieję,że nie będziesz nas męczyć i dodasz kolejny rozdział w miarę szybko. Strasznie podoba mi się Twój styl pisania. No i to połączenie. Zayn i Liam *.* Coś cudownego. Liam zachowuje się strasznie słodko. Mam dziwne wrażenie,że na tych urodzinach coś się stanie,tylko,czy mam rację? To się okaże. Kocham ten blog i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie : http://yearningly-believe-love.blogspot.com/
Masz rozdziały dodawać regularnie bo jak nie to cie znajde i osobiście skopie dupe!
OdpowiedzUsuńWeny życzę i zapraszam do siebie na razie na BOHATERÓW.
Zayn i Liam są tacy gdsjdjsksk ;3 Ciekawi mnie dalszy przebieg zdarzeń.Podoba mi się też styl pisania , czyta sie lekko ,co mnie cieszy . Ziam to najlepsze połączenie jakie mogłoby być ,czekam na kolejny rozdział ; )
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny aww.
OdpowiedzUsuńGdzie Ty jesteś, wracaj !! :D
OdpowiedzUsuńPisz wiecej bo jak cie złapie w szkole głowe Ci urwe ;d
OdpowiedzUsuń